Sławomir Drumowicz – nowy dowódca AGAT-u. To on „uciszał Diwaniję” [2014 r.]

Dziewiąta zmiana należała do najtrudniejszych w całej misji Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku. Ale to wtedy nasi żołnierze – dowodzeni przez śp. gen. Tadeusza Buka – wykonując śmiałe operacje przejęli inicjatywę, a następnie całkowicie opanowali sytuację w „polskiej strefie” w Iraku. Wydatny udział w tym sukcesie miał pododdział specjalsów z Lublińca. Dowodził nimi płk Sławomir Drumowicz, od kilku dni dowódca AGAT-u.

Płk Sławomir Drumowicz służbę wojskową rozpoczął w 62 Kompanii Specjalnej w Bolesławcu. W 1995 r. przeszedł do 1 Pułku Specjalnego Komandosów w Lublińcu. Służył w pododdziałach bojowych. Karierę zaczynał od stanowiska dowódcy grupy dywersyjno-rozpoznawczej, był dowódcą kompanii specjalnej, dowódcą zespołu bojowego, szefem szkolenia pułku, w końcu zastępcą dowódcy jednostki. Służył w Dowództwie Wojsk Specjalnych oraz w Centrum Operacji Specjalnych. Brał udział w misjach w byłej Jugosławii oraz w Iraku.

Na stanowisku zastąpił płk. Sławomira Berdychowskiego, który był twórcą i pierwszym dowódcą AGAT-u. Do Gliwic trafił z GROM-u, w którym służył od 1991 r. przez 19 lat. Brał udział w misjach zagranicznych. Służył także w Dowództwie Wojsk Specjalnych. Płk Berdychowski został skierowany na „studia generalskie” w Akademii Obrony Narodowej.

???????????????????????????????
Komandosi przed wyruszeniem na nocną akcję. Żołnierz (drugi od lewej) trzyma karabin snajperski z tłumikiem dźwięku i celownikiem noktowizyjnym.

O obu oficerach można przeczytać w książce e-booka „LUBLINIEC.PL Cicho i skutecznie. Tajemnice najstarszej jednostki specjalnej Wojska Polskiego”.

Poniżej zamieszczam fragment dotyczący służby płk. Sławomira Drumowicza w Iraku:

Uciszyć Diwaniję!

„Formalnie dziewiąta zmiana rozpoczęła się od lipca 2007 r. 2 lipca o godz. 2 w nocy na bazę spadło 30 granatów moździerzowych i 15 rakiet. Pociski trafiły w obozowisko amerykańskich Special Forces, raniły trzech komandosów i uszkodziły 16 kampów. W wyniku pożaru spłonęły m.in. pomieszczenia amerykańskich saperów. Godzinę później na bazę spadło 20 granatów oraz 5 rakiet. Choć prawie wszystkie eksplodowały wewnątrz obozowiska, nie wyrządziły większych strat.

Ataki powtórzono po południu 6 lipca, w nocy z 7 na 8 lipca, wieczorem 8 lipca, w południe 12 lipca, następnego dnia wieczorem, nad ranem 15 lipca…

W sumie, w ciągu zaledwie dwóch tygodni na obozowisko spadło ponad 30 rakiet i dwa razy tyle granatów moździerzowych.

– Leciały na nas rakiety kal. 107 mm, 240 mm, moździerze kal. 60, 81 i 120 mm. W jednym z ataków rannych zostało sześciu żołnierzy. Rebelianci byli rozzuchwaleni – mówi płk Sławomir Drumowicz, w czasie dziewiątej zmiany dowodzący Zgrupowaniem Sił Specjalnych.

Zagrożeniem dla patroli były ajdiki – improwizowane ładunki wybuchowe.

???????????????????????????????
Na nocnym posterunku w pobliżu drogi do miasta al-Budajar. Zdjęcie wykonano za pomocą noktowizora.

Ponad połowę liczącej ponad 330 tys. mieszkańców Diwaniji kontrolowała Armia Mahdiego (JAM), która przejęła też całkowitą kontrolę nad kilkoma większymi miastami w prowincji. – Bojownikom pomagali skorumpowani policjanci i zastraszeni cywile. Zdarzały się przypadki wykonywania wyroków kary śmierci na cywilach, którzy nie chcieli pomagać JAM – kontynuuje ppłk Drumowicz.

Sytuacja była niezwykle trudna.

Przygotowujący się do kierowania dziewiątą zmianą, gen. Tadeusz Buk dostał jasne rozkazy od ministra obrony narodowej Aleksandra Szczygło: wykorzystując wszelkie możliwości, w ogarniętej rebelią Diwaniji, miał zrobić porządek.

Aby umożliwić działania ofensywne, charakter zmiany określono jako stabilizacyjny i doradczo-szkoleniowy. Wywołało to burzę komentarzy. „Eksperci” sugerowali w mediach, że to niepotrzebne narażanie naszych żołnierzy. Zamknięcie ich w bazach miało bowiem gwarantować ochronę, bo tam mieli być bezpieczniejsi, niż w czasie operowania na terenie prowincji. Krytycy nie przyjmowali do wiadomości, że od pewnego czasu rebelianci czuli się bezkarni.

Do Iraku poleciało 34 komandosów z Lublińca. Zostali podporządkowani bezpośrednio dowódcy dywizji. Pierwszy raz tworzyli samodzielne Zgrupowanie Sił Specjalnych!

– Gen. Buk był pierwszym dowódcą PKW, który miał właściwe podejście do ochrony informacji o działaniach sił specjalnych. Zaledwie do trzech ograniczono krąg osób znających szczegóły planowania ich i przebiegu. Informowani byli: dowódca dywizji, jego zastępca oraz szef dywizyjnej komórki rozpoznania. O większości operacji nawet nie wspominano podczas porannych odpraw. A i tak wielu ich uczestników otwierało oczy ze zdziwienia, bo komandosów kojarzono głównie z ochroną VIP-ów – wspomina oficer.

W miescie
Ubezpieczana przez śmigłowce Mi-24 operacja w mieście.

Podobnie jak większość żołnierzy koalicji, stacjonowali w bazie „Echo”. Dywizja miała lepsze możliwości operowania dzięki – założonej jeszcze w czasie poprzedniej zmiany – JSS-1 (Joint Security Stations – Wspólny Posterunek Bezpieczeństwa). Powstał on w północno-wschodniej części Diwaniji, na terenie posterunku policji w al-Nahda. Zapewniał szybszą możliwość reagowania na ostrzały. Dyżurowali w nim żołnierze polscy i iraccy.

Rebelianci zdawali sobie sprawę, że wysunięte stanowiska koalicjantów utrudnią im działania, dlatego atakowali budowniczych.

Rebelianci zasadzali się też na konwoje z żołnierzami jeżdżącymi na dyżury do JSS. W wyniku takiego zamachu, 2 listopada zginął sierż. Andrzej Filipek, jego kolega został ciężko ranny, dwóch innych Polaków odniosło lekkie rany.

– W początkowej fazie dziewiątej zmiany zwalczaniem rebeliantów zajęła się amerykańska ODA, polskie i irackie siły specjalne. Mieliśmy mnóstwo roboty, głównie po zmierzchu. Jednej nocy prowadziliśmy po dwie operacje, a w dzień bardzo trudno się wyspać w ruchliwej i tętniącej życiem bazie, więc nasi ludzie byli przemęczeni. Po pierwszych operacjach bojownicy JAM byli zaskoczeni, przyzwyczaili się już do myśli, że Diwanija jest ich – wspomina płk Drumowicz.

Pierwsze operacje przyniosły skromne efekty. W czasie dwóch nocnych akcji cordon & serach („otocz i sprawdź”) znaleźli telefon komórkowy, dwa mundury żołnierzy irackich, dokumenty, pięć pocisków podkalibrowych i jedną głowicę rakiety.

Potem było już tylko lepiej. – Nasi ludzie utrzymywali jednogodzinną gotowość do działania, to znaczy, że w godzinę po ogłoszeniu alarmu musieli wyjechać z bazy. Gdy sytuacja była bardzo gorąca, ruszaliśmy „na gwizdek” – mówi mjr Artur K., który w czasie dziewiątej zmiany był oficerem operacyjnym ZSS.

Pierwszym dużym sukcesem komandosów było schwytanie Alego H., jednego z głównych przywódców JAM w prowincji. Było to 18 sierpnia. W czasie kolejnej operacji aresztowano dwóch poszukiwanych Irakijczyków: Szajkima K. i Dżamaila Hamzę G.

Zaledwie kilka dni później zatrzymali pięciu mężczyzn podejrzewanych o ataki na siły koalicyjne. W kolejnym tygodniu „zwinęli” siedmiu rebeliantów.

Diwanija 1
Jedna z operacji w Diwaniji.

Pod koniec września dywizja rozpoczęła operację „Oil Drop” (ang. „Kropla Oleju”), a w jednej z dzielnic założono – wspominaną wcześniej – JSS-2.

Ta baza była szczególnie wściekle atakowana. Ostrzały z kałasznikowów i moździerzy prowadzono przez jakieś dwa tygodnie, przede wszystkim w dzień. – Za utrzymanie posterunku i odpieranie ataków odpowiadali żołnierze z polskiej grupy bojowej. My ich wspieraliśmy, wykonując akcje bezpośrednie przeciw atakującym – mówi płk Drumowicz.

Po rozpoczęciu „Oil Drop” ZSS w ciągu sześciu dni przeprowadził siedem różnych operacji. Aresztowano wtedy kilku Irakijczyków.

W październiku specjalsi wykonali 22 różne zadania, zatrzymali 15 ludzi, w magazynie broni znaleźli kilka karabinów snajperskich i amunicję.

Do ważnych nocnych zadań należało przeciwdziałanie atakom moździerzowym i rakietowym. – Przygotowywaliśmy zasadzki w miejscach, skąd prowadzono ostrzały. Oni walili głównie ze szkół, bo wiedzieli, że tam nasze moździerze nie odpowiedzą – przekonuje podoficer.

Najkrótsza akcja trwała 18 sek. – Zwinęliśmy wtedy człowieka, który pracował pod „przykrywką” ochroniarza jednej ze szkół. Jednak wracając do bazy złapaliśmy gumę. Dłużej trwała wymiana koła, niż zatrzymanie poszukiwanego – śmieje się oficer.

Mimo że misja w Iraku trwała już kilka lat, to dopiero w czasie dziewiątej zmiany opracowano instrukcję, zorganizowano i przeprowadzono strzelania zgrywające ze śmigłowcami. Komandosi ćwiczyli to w dzień oraz w nocy. Od tego momentu śmigłowce mogły zdecydowanie skuteczniej wspierać pododdziały bojowe, otwierając ogień z broni pokładowej do rebeliantów atakujących polskich żołnierzy.

W terenie 1
Przeszukanie samotnie stojących budynków. Komandosów z powietrza ubezpiecza śmigłowiec Mi-24.

– W Iraku wsparcie z powietrza było niezwykle istotne. Ale piloci musieli stosować przepisy obowiązujące w Polsce. Strefa bezpieczeństwa przy strzelaniu z działek zamontowanych na śmigłowcach wynosiła 500 m. To znaczy, że pilot mógł je uruchomić, jeśli w odległości pół kilometra nikogo nie było! Takie warunki można było zapewnić na poligonie, ale nie na wojnie – mówi oficer.

– Umożliwienie pełnego współdziałania komandosów ze śmigłowcami to jeden z największych sukcesów szkoleniowych, jakie osiągnęliśmy w czasie dziewiątej zmiany. Wtedy też pierwszy raz w warunkach bojowych z polskich śmigłowców przeprowadzono nocne desanty przy wykorzystaniu „szybkich lin”. W dzień i w nocy prowadziliśmy też operacje desantując się z przyziemienia – ujawnia ppłk Drumowicz.

– 13 października należało opanować dwa dwupiętrowe budynki. Zakładaliśmy, że na dachach będą uzbrojeni obserwatorzy. Dlatego my na „szybkich linach” zjeżdżaliśmy na dachy, a z dołu wchodzili Irakijczycy – opowiada uczestnik działań.

Drugą taką akcję przeprowadzono po zamachu na polski patrol, w którym zginął sierż. Andrzej Filipek. – Naszym zadaniem było złapanie zamachowców. Organizatora ataku schwytano 21 listopada, w czasie operacji polskiego wywiadu – mówi komandos.

W listopadzie zatrzymano też kilkunastu ludzi, prawie każdy miał przy sobie telefon komórkowy. – Dzięki nim otrzymywaliśmy bardzo cenne dane, umożliwiające kolejne działania – wspomina oficer.

??????????
Jeden ze zlikwidowanych magazynów broni.

Przejęcie kontroli nad Diwaniją nastąpiło w listopadzie 2007 r., wraz z rozpoczęciem operacji „Lion’s Pouncle” („Lwi Pazór”). Główny ciężar działań wzięła na siebie iracka 8 Dywizja.

Irakijczycy wkroczyli do dzielnic opanowanych przez JAM, utworzyli tam niewielkie bazy wojskowe, a wokół miasta stworzyli system posterunków. Codziennością stały się operacje cordon & search. W efekcie tych działań większość bojowników uciekła z miasta, a siły koalicyjne zaczęły robić porządek w innych miejscowościach.

– Nasz ZSS aktywnie wspierał pododdziały irackie – przypomina płk Drumowicz.

Ostatni atak rakietowy na polską bazę został przeprowadzony 10 listopada. Ale w grudniu gen. Buk zarządził demonstrację siły w regionie. Specjalsi przeprowadzili kilkadziesiąt patroli. – „Zwinęliśmy” wtedy zaledwie kilku rebeliantów. Ale najważniejsze było to, że pokazaliśmy kto rządzi w okolicy. Piękny strzał zaliczyliśmy w okolicach Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Zatrzymaliśmy wtedy ok. 20 ludzi, przejęliśmy broń i sprzęt – dodaje podoficer.

Ppłk Drumowicz odbywał systematyczne spotkania z dowódcą batalionu z 8. Dywizji. Ustalano wtedy zasady współdziałania pododdziałami regularnymi. W sumie, w czasie całej zmiany, specjale przeprowadzili z nimi 18 wspólnych operacji.

IX zmiana
Specjalsi z Lublińca ze swoimi irackimi towarzyszami broni.

– Na początku zmiany operowaliśmy głównie w nocy. Bojownicy JAM nocowali bowiem w domach, bo byli pewni, że kontrolują teren. Natomiast w drugiej połowie najczęściej działaliśmy w dzień. Rebelianci na noc przenosili się do kryjówek – wspomina ppłk Drumowicz.

Po podsumowaniu trwającej od lipca 2007 r. do lutego 2008 r. dziewiątej zmiany, okazało się, że dowodzony przez płk. Drumowicza ZSS przeprowadził m.in. 77 akcji bezpośrednich, z tego 44 w nocy, 55 patroli i ponad 30 eskort. Komandosi aresztowali 87 rebeliantów, przejęli broń, amunicję i kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

Po powrocie do Polski gen. Tadeusz Buk mógł zameldować, że w czasie jego zmiany Polacy opanowali sytuację w prowincji. Wydatnie przyczynili się do tego komandosi dowodzeni przez płk. Sławomira Drumowicza.”